W liceum przeprowadziłem się z Chicago do małego miasteczka na końcu świata. I powiem ci, to było dziwne miejsce. Tańczenie było zabronione, jeśli możesz w to uwierzyć. Bardzo religijne miasteczko. Był jeden kościół i wszyscy chodzili tam w każdą niedzielę. Kaznodzieja miał córkę i była totalnym ideałem. 12/10 na serio. Sprawy się skomplikowały. Miała chłopaka, ale była buntowniczką i myślę, że przyciągał ją fakt, że nie przejmowałem się zakazem tańczenia. Człowieku, uwielbiałem tańczyć. Tańczyłem w pustych magazynach w mieście. Krótko mówiąc, zaprosiła mnie na kolację z jej tatą kaznodzieją. Popełniłem błąd, jedząc chili na lunch. Myślałem, że zdobywam jego sympatię, aż w końcu nie mogłem się powstrzymać. Puściłem najgłośniejszego, przeklętego bąka. Jego mina, o mój Boże. Jego żona wybuchła śmiechem. A potem on też. Zgodził się, żebyśmy mieli bal maturalny po tym. Wszyscy świetnie się bawili. Tańczenie nie było już zabronione po udanym balu. Miasteczko przeżyło ogromny rozwój gospodarczy. Nie wyszło z dziewczyną. Była złym tancerzem, a wiesz, jak to się przekłada na umiejętności w łóżku. Zastanawiam się, czy ona i jej tata wiedzą o kryptowalutach. Mam nadzieję, że mają jakieś fartcoin. To byłoby fajne.
18,43K